Szlakiem rodu Rothschildów

Fragmenty z sąsiedztwa - Tworków i Eichendorffowie

Początki tworkowskiego zamku

Wieża tworkowskiego zamku fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Dawna rezydencja możnowładcza, uważana przez historyka sztuki, dr Janinę Eysymontt, za jeden z ciekawszych górnośląskich zabytków o stosunkowo dużej wartości historycznej, doczeka się wkrótce częściowej odbudowy. Na kamiennym detalu wieży zamku do dziś zachowała się data 1567. Nie odnosi się jednak do budowy zamku, a jedynie przebudowy w duchu renesansu. Budowla ma bowiem znacznie starszą, średniowieczną proweniencję. Na wcześniejszy rodowód wskazuje już wzmianka z 1525 r., wspominająca o tworkowskim zamku. Rezydowali tu właściciele wsi, po raz pierwszy wymienionej w źródłach już w 1258 r., w czasach rządów księcia Władysława opolsko-raciborskiego. W latach 60. XX wieku prowadzono tu badania architektoniczne. Stwierdzono obecność ciosanego kamienia oraz gotycki układ cegieł w partii murów piwnicy skrzydła zachodniego. Wiadomo, że zamek miał fosę. Możemy zatem obstawiać istnienie tu budowli mieszkalno-obronnej, wykorzystującej dogodną lokalizację na skarpie ponad korytem rzeczki Psiny. Po 1567 r. zamek był wielokrotnie przebudowywany. Na przykład w latach 1621 – 1637 odnotowana jest rozbudowa i modernizacja wnętrz.

Rozwiązły panicz Eichendorff

AMOR Reni, Guido 1575-1642 Aut. wzoru Od 1772 r. posiadłość Tworków wraz z zamkiem należała do rodziny Eichendorffów, z której wywodził się słynny poeta doby romantyzmu, Joseph von Eichendorff. Jednym z panów tworkowskich był Johann von Eichendorff, wcześnie osierocony, oddany pod opiekę wuja Theofila von Hennenberga z Sudzic. Panicz miał smutne dzieciństwo, ale za to z okresem jego dorastania związana jest rozwiązłość, która niepokoiła ks. Petriciusa. Duchowny skreślił w styczniu 1783 r. niepokojący w tonie list do biskupa. Pisał w nim: - (…) jak tenże (wedle relacji pana proboszcza) przez złe towarzystwo niejakiego von Hennenberga został z bogobojnego żywota sprowadzony na złą drogę, co się też teraz okazało, gdy temuż [baronowi] dostarczono morawską konkubinę, z którą on już ponad dwa lata w nieuczciwości żyje, niby mąż i żona, obsługuje muzyką i szatami oraz życie spędza w samych uciechach. Ponieważ to spowodowało największe zgorszenie i odrazę ludu i domowników, spośród których kilku należy jeszcze do pobożnych, a również uznano takie życie za całkiem bezbożne, przeto jak okiem sięgnąć coraz bardziej szerzy się zła opinia contra honorem całej familii [Eichendorffów]. (…) Na miejscu dobra rada jest droga, zaś choroba się nasila, zatem konieczny jest szczególnie dobry doktor, który usunie zło, ale ponieważ proboszcz jako lekarz jest za słaby w zapobieganiu, więc dano mu dobrą radę, aby udzielił [baronowi] po cichu chrześcijańskiego upomnienia.

Za listem stał zapewne sam Johann, gdyż miłostki młodych szlachciców nie były wówczas takim problemem, jak ich skutki, czyli niechciane ciąże branek. W liście czytamy bowiem, że baron: - domaga się usunięcia tej persony, lecz ona albowiem po raz drugi w ciąży, nie zamierza odejść i pan proboszcz żąda na swoje sumienie, aby go uwolnić od tej afery. Eichendorff z ks. Petriciusem liczyli zapewne, że srogie napomnienie biskupa spowoduje de facto pozbycie się przez nich w „białych rękawiczkach” natrętnej konkubiny.

Młody baron stale przebywał w Tworkowie, ale, co ciekawe, nie mieszkał w zamku, ale w skromnym domu między nim a młynem, przy wale zwanym groblą. To tu dawał zapewne upust gorszącej tworkowian chuci. Nie wiemy, jak ostatecznie potoczyły się losy morawskiej konkubiny. Najpewniej baron wziął na siebie obowiązek alimentacyjny i sprawa przycichła. Zimą 1787 r. stanął na ślubnym kobiercu z piękną Marią Anną von Hoverden. Wiano branki było obfite. Jeszcze tego samego roku włości Johanna powiększyły się o pobliskie Szylerzowice, przez co Eichendorffowie z Tworkowa stali się jednymi z największych posiadaczy ziemskich na pograniczu śląsko-morawskim.

Ponure gniazdo sowy

Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Ponure gniazdo Sowy fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Johann von Eichendorff, uporawszy się z problemami natury towarzyskiej, utrzymywał ożywione kontakty ze kuzynem z Łubowic - Adolfem von Eichendorffem, ojcem poety Josepha. Panicz Joseph często odwiedzał z rodzeństwem wuja w Tworkowie, bywając dla lepszego fasonu na zamku, który na młodych Eichendorffach musiał zrobić nienajlepsze wrażenie. Jego młodsza siostra Luiza Antonia pisała w bowiem w sierpniu 1836 r. do Josepha: - Od 2 lipca wszyscy tu mieszkamy jak w starym zamku rycerskim; gdy na dworze albo brzydka pogoda, naszym miejscem pobytu jest ta duża sala, gdzie wiszą wiekowe obrazy olejne. Podczas burzy i wichury jest strasznie w tym starym gnieździe sowy. Wtenczas wiatr wieje i jęczy, jakby nadszedł koniec świata.

Cesarz i złoty kłos

Złoty Kłos fot. parafia Tworków Na ścianach tworkowskiego zamku wisiało sporo obrazów. W reprezentatywnej sali, którą miejscowy proboszcz i historyk, ks. Dr Augustyn Weltzel nazywał jadalnią, znajdowały się dwa, datowane na 1709 r. wielkie portrety właścicieli Tworkowa - Zofii Eleonory baronówny von Reiswitz i jej męża Otto von Bodenhausena. Był też wizerunek króla Fryderyka II Wielkiego, któremu 21-letni Johann Friedrich złożył przysięgę hołdowniczą w 1781 r. Dzieła te zaginęły. Do dziś natomiast przetrwał obraz nazywany Złotym Kłosem. Malowidło przedstawia pewną osobliwość przyrodniczą, którą dokładnie opisuje inskrypcja. W tłumaczeniu z języka niemieckiego brzmi: - W roku 1720 w Tworkowie w dużym stawie z jednego ziarna urosła jedna łodyga pszenicy, która posiadała 83 kłosy, z których każdy miał 50 lub 60 ziaren.

Przeprowadzka do Szylerzowic

 SzylerzowiceZ początkiem XIX w. Johann postanowił wznieść nową rezydencję w Szylerzowicach. Przeprowadzka do okazałego pałacu nie wyszła mu jednak na dobre. Podupadły na zdrowiu tak jak jego ojciec Gottlieb Leopold von Eichendorff, nabawił się tu choroby płuc i pożegnał się ze światem doczesnym w kwietniu 1815 r. Jego zwłoki zostały przewiezione do zamku w Tworkowie, następnie, 3 maja, uroczyście złożone w grobowcu kościoła Świętych Piotra i Pawła, obok trumien rodziców. Wdowa Maria Anna von Hoverden nie chciała przebywać w Tworkowie. Zawiadywała posiadłościami z pałacu w Szylerzowicach lub z Opawy. Nazywano ją „znakomitą damą” z racji licznych gestów charytatywnych i opieki nad członkami własnej rodziny. Spadkobiercami majątków hrabiny zostali: jej bratanek, Emanuel hrabia Hoverden na Psarach koło Oławy, starosta powiatu oławskiego, zarazem pełnomocnik posiadłości Szylerzowice i Tworków; siostra hrabina Cappy oraz trzy bratanice.

Lüdecke czy Heidenreich?

 ..  .. W 1841 r. dobra tworkowskie przejęła rodzina Saurma-Jeltsch. W 1868 r. Graf Johann Gustav Saurma von der Jeltsch podjął decyzję o przebudowie zamku. Opracowania planów przebudowy podjął się Karl Lüdecke, architekt rodem z Berlina, radca budowlany i nauczyciel w Szkole Budownictwa i Rzemiosł we Wrocławiu, wirtuoz neogotyku, mający już na koncie pałace w Tułowicach i Kopicach. Nie zostały jednak wykorzystane, a kolejne zlecenie w 1872 r. otrzymał jego uczeń, Carl Heidenreich, zwolennik myśli neorenesansowej. Jego plany zyskały akceptację i zostały zrealizowane w 1874 r. Przebudowany wówczas zamek znamy już z licznych widokówek z przełomu XIX i XX w. Zachowano układ wnętrz. W pawilonie północno-zachodniego narożnika zaprojektowano pokój bilardowy i gabinet. Utrzymano rozmieszczenie wież. Południowo-zachodnia wyraźnie dominowała nad całą budowlą, a jej zwieńczenie i proporcje odpowiadają formom spotykanym powszechnie w budowlach pałacowych z końca lat 80. XIX w.

Kolos, istna twierdza, skarby niedostępne

Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Zamek w Tworkowie nie budził zdaje się entuzjazmu nie tylko gości, ale i samych właścicieli. Dla Eichendorffów z Łubowic był ponurym gniazdem sowy. Ich tworkowski krewniak w młodzieńczych latach wolał dom przy grobli, a u schyłku życia postanowił wyprowadzić się do nowego pałacu w Szylerzowicach. Wdowa po nim, Anna, nie chciała wrócić do Tworkowa. Zamek po przebudowie zleconej przez rodzinę Saurma-Jeltsch też nie zachwycał. Piszący w 1957 r. Ludwik Bielaczek, pisarz ludowy z Tworkowa, w swoim pamiętniku pt. Ze studni zapomnienia nazwał zamek „trójskrzydłowym kolosem, istną twierdzą”. Dodał, że administratorzy majątku tworkowskiego jej nie cierpieli, nazywając ją nawet starą skrzynią (der alte Kasten). Zamek – jak pisał Bielaczek - posiadał trzy kondygnacje, wysoką wieżę zegarową i liczne inne wieżyczki, altanę, balkoniki, kolumnadę, a nad nią oszkloną galerię z barwnymi witrażami. W podziemiach, w wysoko sklepionych piwnicach i niskich tajnych gankach, tchnęło grozą minionych wieków. Z wielkich obrazów, płócien, które zajmowały nieraz całą ścianę sali, patrzyły przyćmione postacie jeźdźców, siedzących na barwnie przystrojonych koniach. Wszędzie stały szafy pełne różnych kosztowności, a każda z nich była już sama w sobie dziełem sztuki; niektóre były wykładane szlachetnym drzewem, inne znowu misternie rzeźbione. Galeria zawieszona była trofeami myśliwskimi – skórami i rogami różnych zwierząt krajowych i egzotycznych, upolowanych niegdyś przez dawnych właścicieli zamku (…) Cała jedna sala położona w dolnej kondygnacji, zwana Waffensaal (zbrojownia) była zawieszona wszelkiego rodzaju starodawną bronią białą: mieczami, szablami, rapierami… Już samym sklepieniem tej sali – ostrołukami wąziutkich żeber i rozetami – mógłby się zachwycić każdy znawca. W małych komnatach pełnych przepychu noga grzęzła w miękkich dywanach, a oko przyciągały barwne gobeliny. Jakiż dziwny, nierzeczywisty świat! Cały zamek był zbiornicą nieocenionych skarbów. Lecz były to skarby martwe, nikomu niedostępne!

Pech czy podpalenie?

Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe W zachowanych przedwojennych zbiorach Krajowego Urzędu Dokumentacji Fotograficznej - Górny Śląsk (Landesbildstelle Oberschlesien in Oppeln), opublikowanych przez Narodowe Archiwum Cyfrowe, znajduje się unikalna kolekcja zdjęć tworowskiego zamku. Widać na nich znacznie zniszczoną budowlę i jej wnętrza. Był to efekt pożaru, który wybuchł tu w nocy z 8 na 9 stycznia 1931 r. Ogień błyskawicznie objął dach i wkrótce płonął już prawie cały obiekt, łącznie z wieżą zegarową. Zdarzenie wzbudziło szereg podejrzeń. Fasada zamku miała prawie 120 metrów długości, z rozprzestrzeniającym się pożarem walczyło 25 sikawek i 2 motopompy z Raciborza i Opawy, a łuna była widoczna w promieniu 60 kilometrów. Mówiono, że pożar nie był przypadkowy i ktoś mu dopomógł. Towarzystwo ubezpieczeniowe z początku odmówiło bowiem wypłacenia odszkodowania rodzinie Saurma-Jeltsch, twierdząc, że „poprawiono pracę pożaru”, czyli celowo zniszczono zachowane od ognia partie obiektu. Dyrektor dóbr tworkowskich Bisterer pozwał jednak ubezpieczyciela przed raciborski sąd z żądaniem wypłaty pół miliona marek. Sąd zasądził 100 tys. marek, godząc się z linią obrony towarzystwa, które wykazało, iż znaczna część zamku uszła pastwie płomieni. Obiekt nigdy nie został już odbudowany. Za odszkodowanie dach nakryto tanią konstrukcją. Formalnie w sądzie przyjęto, że przyczyna była nieznana, ale ludzie wiedzieli swoje. Do dziś panuje przekonanie, że zamek podpalono chcąc wyłudzić odszkodowanie. Ponoć dach został zaimpregnowany łatwo palnym środkiem, a ci, którzy o tym wiedzieli, zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach.

Tajne przejście na Urbanek

.... .... ....

Każdy zamek ma swoje tajemnice – duchy albo tajemne lochy. Z zamku w Raciborzu do klasztoru dominikanek ma prowadzić tajne przejście pod Odrą. Sekretne komnaty ze złotem znajdują się ponoć w pałacu w Krowiarkach. W pałacu w czeskim Krawarzu alchemik Sędziwój miał ukryć sztabki złota, które uzyskał w procesie transmutacji ze zwykłego metalu. Z zamku w Tworkowie z kolei ma prowadzić tunel kończący się na skraju wsi, w lesie zwanym Urbankiem. Jest tu kościół pątniczy pw. św. Urbana. Kilkaset metrów dalej, w starej dębinie, znajduje się duży głaz, jak twierdzą mieszkańcy chroniący dostępu do starego lochu. Jedna z tworkowskich legend mówi, że na zamku pojawiała się tajemnicza biała dama. Ostatni raz miała się ukazać w Wigilię 1930 r. Wtedy jak i wcześniej zwiastowała nieszczęście. W nocy z 8 na 9 stycznia 1931 r. w zamku z niewiadomych przyczyn wybuchł pożar.

Tworkowska klątwa

Fot. archiwum parafii Fot. archiwum parafii

Egipt ma klątwę Tutanhamona, a Kraków króla Kazimierza Jagiellończyka. Swoją klątwę, tym razem von Reiswitzów, ma także Tworków. Narodziła się z początkiem eksploracji krypty pod tzw. babnikiem (miejsce dla kobiet) w miejscowym kościele pw. świętych Piotra i Pawła. O jej istnieniu wiedziano co prawda od dawna, ale w 1993 r., kiedy ze względu na konieczność osuszenia fundamentów zajrzano do wnętrza, wypadki potoczyły się bardzo szybko. W krypcie znaleziono jedenaście mocno zniszczonych trumien, a w nich, jak wtedy sądzono, kukły. Pochówkami zainteresowała się nauka. Od razu odtrąbiono, że to groby symboliczne. Uznano, że trumny znajdowały się w starym kościele pw. św. Małgorzaty, który spłonął w 1676 r. Na jego miejscu zbudowano nowy, istniejący obecnie kościół, a Wacław von Reiswitz, ówczesny pan na Tworkowie, chciał zachować groby przodków, choćby symboliczne. Do trumien kazał więc włożyć przyobleczone w szlacheckie stroje kukły. W 1995 r. zdecydowano otworzyć sarkofagi i dokładnie zbadać ich zawartość. I znów nie obyło się bez sensacji. W grupie badawczej znalazł się krakowski mikrobiolog, prof. Bolesław Smyk, uczestniczący w 1973 r. w słynnym otwarciu na Wawelu grobowca króla Kazimierza Jagiellończyka. Wielu badaczy eksplorujących wtedy miejsce pochówku władcy zmarło w niewyjaśnionych okolicznościach. Profesor Smyk przeżył, ale kiedy po zejściu do tworkowskiej krypty zaniemógł, wiadomość natychmiast obiegła główne ogólnopolskie gazety, radia oraz Telewizję Polską. Tworków miał swoją klątwę. Kilka dni później okazało się co prawda, że badacze krypty nabawili się zwykłej grypy, ale przekleństwo Reiswitzów stało się faktem i żyje do dziś.

Sensacja a fakty

Fot. archiwum parafii Fot. archiwum parafii Co dziś wiadomo o krypcie pod babnikiem w kościele w Tworkowie. Ma wymiary 5,7 x 2,55 m i wysokość 2,1 m. W dużej części była zasypana piaskiem i gruzem. Prawdopodobnie została spenetrowana podczas włamania do kościoła w 1880 r. Na pewno ocalała z pożaru pierwotnej świątyni w 1676 r. Prawdopodobnie, szukając ukrytych kosztowności, penetrowali ją w 1945 r. Rosjanie. Odkryto w niej metalowe sarkofagi, drewniane trumny oraz szczątki ludzkie, choć początkowo rzeczywiście wiele wskazywało na to, iż są to pochówki symboliczne. Wykluczyły to dopiero dokładne badania antropologiczne. Fot. archiwum parafii Kości ludzkie uległy mineralizacji. W lipcu 1996 r. wydobyto wszystkie trumny i poddano je konserwacji. Dokładne oględziny pozwoliły ustalić, że dwie należały do osób dorosłych, dziewięć do dzieci. W bogato zdobionym sarkofagu, z partiami złoconymi, pogrzebano Ewę z domu Wilczek, primo voto Borek, secundo voto Reiswitz. Zmarła żyła w latach 1613-1655. W trumnie cynowo-ołowianej, zachowanej w stanie destruktu, spoczął jej mąż Wacław Reiswitz, zmarły w 1669 r. Małżonkowie byli co prawda wyznania ewangelicko-augsburskiego, ale jako patroni i dobrodzieje kościoła, zapisawszy na jego rzecz trzysta talarów, mogli być pochowani w murach katolickiej świątyni.

Kolekcja bogata jak na Wawelu

Fot. archiwum parafii Trumny z krypty poddano konserwacji, a następnie w kruchcie przygotowano stałą ich ekspozycję, na której pokazano również odkryte ubranka. Znawców tematu zdumiewają bogate polichromie olejne, w większości przypadków ze złoceniami, które mają dekorację malarską i plastyczną w formie nakładanych elementów odlewanych. Na niektórych dziecięcych trumnach widać zdobienia w postaci malowanych z natury różnobarwnych kwiatów. Na sarkofagu Johanny Henrietty (1669-1670) umieszczono parę tulipanów i róż. Widoczne są pyzowate uśmiechnięte aniołki. Z kolei u Jerzego Wilhelma (1680-1683) aniołki są zadumane i pełne rozwagi. Twórcami dekoracji malarskiej, która odróżnia tworkowskie zabytki od innych zachowanych w Polsce, byli prawdopodobnie lokalni artyści, z Raciborza lub z Opawy. W trumnach nie było przedmiotów z metali szlachetnych. Jest to charakterystyczne dla ubogich pochówków protestanckich. Jedynym wyjątkiem jest kobiecy strój głowy, który znajdował się w sarkofagu Klary Ludwiki (1658-1659), wrzucony tam być może przez jej matkę Marię Eleonorę. Jest to wianek z nici ze złotym i srebrnym oplotem naszywany perełkami. Ogromną wartość mają ubranka - przewiązany pasem żupanik Jerzego Wilhelma, nawiązujący wyglądem do polskiego stroju szlacheckiego oraz sukieneczka Klary Ludwiki. W jednej z trumienek odnaleziono laleczkę, w innej gąbkę morską podłożoną pod główkę niemowlęcia. Były także koszulki niemowlęce, powłoczki na poduszki, wstążeczki z koszulek i bucików oraz wianki. Prawie wszystkie zachowane ubranka uszyto z jedwabiu jako stroje pośmiertne, wykonane pobieżnie i dekorowane bogato kokardkami. Cały zbiór wyróżnia się na tle podobnych zachowanych w Polsce na Wawelu (znajduje się tu najstarszy tego typu zabytek, XVI-wieczne buciki Zygmunta Augusta) oraz Brzeżanach, Brzegu, Legnicy, Złotowie i Sierakowie. Może imponować na tle podobnych eksponowanych we Wiedniu i Monachium. To jedyny tak duży zespół sarkofagów dziecięcych w Polsce. Ikonografia nie nawiązuje do śmierci, tak jakby była radosnym przejściem do życia wiecznego.

Arcydzieło baroku

Perła baroku Kościół parafialny w Tworkowie, wzniesiony według projektu Jana Zellera z Opawy w latach 1691-1694 na miejscu drewnianej świątyni, zachwyca miłośników baroku. Bogato wyposażone wnętrz stawia budowlę wśród najciekawszych XVII-wiecznych zabytków na Śląsku. Można tu obejrzeć piękną dekorację stiukową mistrza Antoniego Signo z Opawy, lożę kolatorska, późnobarokową polichromię z połowy XVIII w., nad chórem malowidło z kompozycją Sądu Ostatecznego, bogato zdobiony, dwukondygnacyjny ołtarz główny, XVII-w. obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem i płaskorzeźbę św. Judy Tadeusza. Konsekracji w październiku 1697 r. dokonał biskup Jan Brunetti z Wrocławia. Było to oratorium grobowe właścicieli Tworkowa. Większość pochowanych tu możnowładców nie ma płyty nagrobnej. Do 1676 r. epitafium z piaskowca miał jedynie Wacław von Reiswitz. Na polecenie jego żony zostało ono potem umieszczone przy wejściu do zamku. Jedynym wyjątkiem jest Philipina hrabina Cappy z domu hrabianki Hoverden, urodzona w 1779 r., a zmarła, wskutek wylewu, w 1839 r. Znamienne, że przy hrabinie Kronika parafii Tworków wspomina: - Dnia 11 czerwca 1839 r. hrabianka Cappy pożegnała się z zamkiem tworkowskim aby przenieść się jako ostatnia lokatorka do krypty w kościele tworkowskim. Odtąd krypta została zamurowana i nikt już więcej nie miał do niej dostępu. Krypta znajduje się pod tzw. babnikiem i mało kto z tworkowian jeszcze wie, że pod jego posadzką spoczywają prochy dawnych właścicieli z Tworkowa.

Perła baroku Perła baroku